Jestem egoistką. Samo mówienie o
sobie w ten sposób sprawia mi przyjemność. Koi rozdygotane myśli,
usypia rozszalałą fantazję. Jestem egoistką, choć kiedy ktoś
mówi o mnie, odczuwam w brzuchu nieprzyjemne mrowienie. Coś jakby
ostatni kęs kanapki walczył z radioaktywnymi sokami trawiennymi.
Coś jakby obrzydzenie, odrazę. Może brzmi to dość kuriozalnie. W
końcu jak przystało na książkowy przykład samolubnicy powinnam
rozpływać się w poświacie wszędobylnych komplementów, wygrzewać
moją szorstką skórę w cieniu słodkich epitetów, topić resztki
już i tak mocno zdezelowanej skromności w potoku wzgardy i ironii.
Powinnam, ale każda uprzejmość wymierzona w moją stronę gubi się
gdzieś pomiędzy małżowiną uszną a nerwem słuchowym. Nie
dociera do mózgu. Może sama tworzę tą barierę. Buduję mur.
Spełniam dziwną dziecięcą zachciankę o tworzeniu granic. Jestem
egoistką i wkurza mnie to, że nie mam kontroli nad tym co inni o
mnie mówią, że nie mogę wbić się w umysły wszechludzkie i
wszczepić w nie zalążka myśli własnej. Jestem egoistką, a nałóg
kreowania własnej postaci, na kształt bohaterki jakiegoś
tandetnego hollywódzkiego filmu, wciągnął mnie już dawno.
Zamykam się w swoim świecie. Piszę scenariusze, w których to JA (
za każdym razem pisane wielkimi literami) jestem najważniejsza, JA
jestem gwiazdą. Skupiam się na swoich emocjach, przesycam nimi już
i tak suche powietrze, sprawiam, że inni dławią się oparami. Ci
moi inni – mali, zgorzkniali, nic nieznaczący. Ci moi inni- szara,
zwarta masa. Ci inni, bez podziału na role, bez nadziei na imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz