Czemu patrzysz z takim politowaniem moja
Panno migotko z oczami na sprzedaż? Ten wzrok, te oczy, przekrwione
pozorami, znam już z wczoraj i z tej środy tygodnia ubiegłego. Po
raza wtóry uśmiechniesz się i przełkniesz grymas swoich bólów i
nieprzychylności. Ku zadowoleniu gawiedzi obnażysz rząd bielutkich
mleczaków, mleczaków zbyt słabych by wgryźć swoje słowa w
sumienia twych lubych i znienawidzonych. Powiesz więc „proszę”,
„dziękuję” i że „cumulusy dziś dzień nader korzystnie
chyboczą nad Ziemią”, powiesz, że „płyty chodnikowe ułożyły
się w szarą mozaikę kurzu i cementu”. Powiesz banał za banałem,
będziesz się śmiała Panno migotko. Wiesz o tym doskonale, wiesz i
nie zrobisz żadnego kroku w tył ani na przekór. I gdy nadejdzie
jeden dzień, bliżej nieokreślony czwartek dwunastego . Wiesz, że
nadejdzie. Gdy płuca pod ciężarem słodkiej nijakości rozpadną
się na pół, albo na 234 mniejszych półpołówek równiuśko
krwawiących . I kiedy tak będziemy leżały naprzeciw mojej i
twojej zagłady, czy jesteśmy w stanie wyłkać to co unosiło się
ponad naszymi myślami od tych paru lat wstecz? Od dni gdy w poprzek
upływającego czasu sklejaliśmy nasze wizje światów. Na
niezamieszkałych wyspach zakopywaliśmy ubiegłe marzenia i te wątłe
trupy postaci, którymi nigdy nie mieliśmy odwagi być. Bo żyje się
raz, tak? A swąd rozkładających się wyrzeczeń zaszczuł
powietrze. Niech trupy naszych niejestestew pożrą godziny. Pożywka
dla wieczności. Podwieczorek za pięć dwudziestaczwarta, gdy cały
dom pogrążony jest w dziewiczej modlitwie o odrobinę snu, a My? a
My znów biegniemy, biegnij Panno migotko, przestrzeń popłucna ma
prawo na błędy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz