Pewnego dnia odkryjemy, że nasze ciała
chciały więcej niż były w stanie unieść. Zachłanność myśli
w przeliczeniu na jednostkę masy żeber przytłoczy oddech. Nasze
uda, te wielkie, masywne filary, w których szukaliśmy ukojenia w
niedzielne wieczory lat porzuconych, rozsypom się niepamięcią w
pył. Wszystko co niegdyś wydawało się oczywistością splącze
się w supeł wspomnień, którymi uraczymy nasze przyszłe demony. I
nie będzie już „proszę”, i nie będzie „przepraszam”.
Wyuczone grzeczności, tak jak kwietniowe czereśnie, zakrwawią
chyboczące na wietrze usta. Och Mon Cheri, co nam pozostało na
opuszkach palców to nasze! ale przyzwyczaj się mój drogi, że
wszystko śmierdzi ulotnością. Bez zbędnych wzdechów i wynurzeń
pogrzeb wczorajsze obłoki na dzisiejszym niebie. I nie płacz, gdy
zapomnisz. Wszyscy zapominają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz