Słońce powinno zachodzić pięć
minut po północy.
Szlag! No dawaj. Powiedz mi jeszcze
raz, że wszystko zależy tylko ode mnie, no hej, panicz swojego losu
w kuźni samowyzwolenia? Powiedz to jeszcze raz, a poczujesz moją
samodzielność w swoim gardle! No cwaniaku, rzedną Ci powieki, gdy
przekalkulujesz znaczenie swoich niemych moralizmów?
Nazywam się A. ale wszyscy i tak mówią
na mnie gówniarz. W sumie, w sumie to nawet mi to nie przeszkadza.
Zachowanie pozorów naiwności wpływa na ilość zapomnianych
wykroczeń. Ot to cała moja wyklepana matematyka. Delta ujemna w
zbiorze liczb nierzeczywistych. Pół osi nadrzędnych w
powinowactwie dorosłości. Coroczna czerwień mieniąca się na
skrawku celulozy. Jakby szóstka z edukacji dla bezpieczeństwa
zrobiła ze mnie mężnego obywatela. Jakby cokolwiek znaczyły
wszystkie względy i pochwały. Kolejny rok przebiegł przez palce, a
ja? Ja wciąż nazywam się gówniarz, tylko chyba ktoś o tym
zapomniał. Wszystkie lata, których nie pamiętam i których nie
doświadczyłem, wylały się z kieszeni moich ubiegłych matek i
nieobecnych ojców, wszystkie błędy i nieprzespane noce nagle
nabrały jakiegoś jakby mitycznego sensu – znaczenia jeszcze dla
mnie niepoznanego. Nazywam się gówniarz, ale wszyscy mówią na
mnie A. I może nawet by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie to, że
A . nasiąkło jakimś śmierdzącym symbolizmem otoczenia starszych.
Nagle A. ma osiemnaście lat i nadal czuje się gówniarzem, ale ktoś
odgórnie postanowił, że wyszarpie mu dzieciństwo wpisane w
książeczkę zdrowia. Wyszarpie dzieciństwo zastąpi bliżej
nieokreśloną wolnością, stanem zdefiniowanym w słowniku
prauwięzionych jako powinność brania odpowiedzialności za swoje
czyny i nieprzychylności.
A gówniarzem pozostanie tylko incognito po omacku będzie wpychał swoje wykroczenia w dziurkę od klucza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz