Lepszego świata nie będzie. Słowa
wypisane kamieniem na betonowym murze. Ideały upadły tamtej
listopadowej nocy, gdy jeszcze żadne z nas nie wiedziało czym jest
walka o przetrwanie. Byliśmy tak mali, tak przerażająco płytcy w
naszym niedomówionym surrealizmie. Rozmazana konfitura wiśniowa na
białej koszulce stanowiła swoistego rodzaju symbol krwi przelanej
za hasła, które wyczytaliśmy lata później w podręcznikach od
historii. Nic nas to nie obchodziło, słowo „bunt”
przdefiniowane i zniekształcone na nasz obojętny sposób patrzenia
wykrzykiwaliśmy na korytarzach placówek, które w gruncie rzecz
zniszczyły zalążek naszego systemu wartości.
Palce, te nasze małe, chyboczące
paluszki, które wtykaliśmy w czerwień gnijących truskawek i oczy,
tak oczy w których iskierki niewinności zabijały strach. To jedyne
co było nam dane w chwili przyjścia na świat. No może oprócz
czystego sumienia, które jednomyślnie zapaskudziliśmy chęcią
dorastania.
Histeryczka umarła nocy ubiegłej, gdy
ostatnie krople czerwonego wina stanęły jej w gardle. Potrzebuje
czasu, bo czas to jedyne co tak naprawdę liczy się w tym
popieprzonym systemie. Potrzebuje chwili na przewartościowanie
drogi, którą ma iść, na przemyślenie tego co lub kogo chce
zobaczyć w lustrze za lat dziesięć. Jest zmęczona dbaniem o
relacje jednostronne i wykrzykiwaniem haseł, które mają znaczenie
jedynie dla jej szarych komórek myślowych, styrana tym jak okrutnie
fałszywy jest świat wypaczonej dojrzałości. Spotka się z ludźmi
dla niej ważnymi, przybiję piątkę, wzniesie toast za wspomnienia,
które przed nią.
Histeryczka dziś dzień mówi do
widzenia, choć może do zobaczenia byłoby lepszym pożegnaniem.